sobota, 8 sierpnia 2009

W drodze do kraju

Jestesmy na promie! Wczesniej czekalismy na niego lezac na trawce, na plazy naszego kochanego Baltyku. Bilety mozna kupic dopiero od 18.00, a statek odplywa o 21.00. W Gdyni mamy byc juz o 8.00 nastepnego dnia.

Rano zwinelismy sie bardzo szybko. Nawet odpuscilismy sobie sniadanie. Otoczenie bylo dosc przygnebiajace zwazywszy, ze ostatnio przywyklismy do pieknych widokow...

Ostatnie sniadanie na stacji benzynowej: kanapka z mikrofali i wymarzona kawa z mlekiem (takiej to nie pilismy odkad wyjechalismy z Estoni...)

Droga minela blyskawicznie. Do Karlskrony prowadza glownie bezplatne autostrady.

Szwecja nie ujela nas niczym szczegolnym. Moze dlatego, ze tak to wyglada z glownej drogi. Jest pagorkowata, niezbyt udrzewiona. Wiele jest pastwisk i pol porosnietych zbozem. Zauwazylismy jednak cos co jest popularne wsrod Szwedow. Uwielbiaja oni stare Cadillac'i i stare szwedzkie Volva poprzerabiane na 'hot rody'. Lansuja sie jezdzac nimi po letnich kurortach.

Na wpol dziko w Szwecji

Jest ciemno i widac gwiazdy. To dla nas niespotykany dotad widok. Za nami 600 km, w polowie po autostradach (w Norwegii bezplatne dla motocykli) , wiec nuuuda!
Przejechalismy w najwiekszym skwarze przez zakorkowane Oslo (w wiekszosci pasem dla autobusow, czyli lamiac przepisy, ale miejscowi tez tak robili).

Bylo juz dosc pozno, kiedy wjechalismy do Szwecji, dlatego na pierwszej stacji benzynowej upewnilismy sie, ze sprzedaz piwa w tym kraju wyglada inaczej niz w Norwegii. Jest normalnie!

Po przejechaniu kolejnej setki kilometrow zaczelismy szukac campingu do spania. Na pierwszym okazalo sie, ze trzeba wykupic karte czlonkowska, zeby moc rozlozyc namiot na wielkim klepisku calkowicie zapelnionym camperami i namiotami. Po 'dzikich' miejscach w Norwegii bylo to ostatnie miejsce, w ktorym chcielismy zostac!

Po nastepnych 100 kilometrach znowu rozpoczelismy poszukiwania campingu. Tutaj to juz nie rodzinne biznesy (gdzie zawsze zatrzymywalo sie z przyjemnoscia), tylko fabryki, w ktorych nikogo nie ma na recepcji po 22.00. Kolejny camping i znowu trzeba byc czlonkiem! A my nie chcemy ;-) !! Podziekowalismy panu, ktory wczesniej laskawie zgodzil sie, zebysmy wepchneli zgaszone (! co przy nie dzialajacym rozruszniku Vigora nie bylo nam zbytnio na reke) motocykle na teren campingu, i postanowilismy jechac dalej. Wtedy ten sam pan postanowil pozwolic nam sie rozbic na boisku do gry w pilke nozna, na ktorym parkuja samochody (namiot rozbilismy miedzy Peugotem i Volkswagenem) :-) Z braku mozliwosci zaplacenia karta kredytowa, pan przyjal 15 USD, co pozwala nam skorzystac z infrastruktury campingu :-)


Teraz stoimy (bo nie mozemy juz siedziec) i saczymy wczesniej zakupione piwko, wspominajac te wszystkie piekne miejsca w ktorych bylismy...

Do promu mamy 200 km i musimy tam byc o 20.00. Wreszcie relaks! Take it easy...