wtorek, 21 lipca 2009

Za kolem podbiegunowym




Im dalej na polnoc tym dzien sie wydluza. Coraz pozniej zachodzi slonce i wczesniej wstaje. Nawet o 1.00 w nocy jest tak jasno, ze musimy zakrywac okna kaldra lub dwoma przescieradlami. Ciezko jest sie przestawic na taki tryb bo taki stan rzeczy powoduje, ze bardzo krotko sie spi. Wieczorem nawet nie chce sie spac, a rano znacznie wczesniej sie wstaje. Dlatego czujemy sie ciagle niewyspani...

Dzis rano obudzila nas ulewa. Ciezko bylo nam zwlec sie z lozka, tym bardziej, ze mielismy dzis do przejechania ponad 300km. Po sniadanku - kanapce z pasztetem i coca coli, zabralismy motorki, wrzucilismy gumiaki i ruszylismy do Kandalakszy... Droga przez pierwsze 120km byla w fatalnym stanie. Same dziury, wertepy. Do tego wielkie kaluze, deszcz i zimny wiatr. Potem asfalt byl juz po remoncie. Tak naprawde w przewazajacej czesci, asfalt jest tu gladki jak lustro wody... Pod koniec trasy, zrobilismy sobie pamiatkowe zdjecie, w punkcie gdzie przebiega kolo podbiegunowe.

Fakt, ze w tej okolicy krajobraz juz sie znacznie zmienil. Drzewa sa juz mniejsze, na bagnach wystaja niczym powtykane zapalki. Dookola mnostwo jezior. Wielkie komary siekaja jak dzikie. Jest tez juz zdecydowanie chlodniej. Podczas jazdy mielismy na sobie wszystkie nasze cieple ubrania i przeciwdeszczowki (Panie Marku - rekawice sie przydaly!).

Do Kandalakszy dojechalismy po poludniu. Na stacji benzynowej spotkalismy przemila pare z Tarnowskich Gor na Tener'ze. Oni takze byli w Murmansku i teraz wracaja przez Moskwe. Pozdrawiamy Was serdecznie! Na tej samej stacji podbil do nas mezczyzna, jak sie okazalo ziomek naszego 'przyjaciela' Jury i zabral nas na swoja dacze. Jest tak uprzejmy, ze nie zazadal od nas ani grosza... Teraz siedzimy razem z Igorem i jego kolega Wasilem na ogrodku a pozniej wybieramy sie na jakies drobne zakupy. Igor chce nam takze pokazac swoje miasto Jutro mamy objechac Gory Chybinskie i poszukamy tam jakiegos miejsca na spanie. Poki co szczeszcie nam sprzyja. Rosjanie sa nadzwyczaj goscinni i co najciekawsze... z lupa szukac takich co zwykli pic alkohol. Nawet nasi koledzy wykrecaja sie jak mozna... I kto by pomyslal...
Pare slow o ciuchach, ktorych uzywamy: na kazdym kroku mozemy docenic zalety naszych kordurowych strojow motocyklowych Vanucci. Doskonale zdaja egzamin w wysokich temperaturach. Nie nagrzewaja sie i sa dosc przewiewne. Zawdzieczaja to jasnym kolorom i sprytnym wywietrznikom. Odpinane membrany szczelnie chronia przed silnym wiatrem a jednoczesnie nie grzeja, nie lepia sie do ciala. Po okrutnych doswiadczeniach z czarnymi strojami, wiemy, ze juz: nigdy wiecej! Teraz kiedy jest chlodniej, wpinamy membrany. Doskonale sprawdzaja sie w kazda pogode. Jestesmy z nich bardzo zadowoleni. Takze buty z membrana gore texowa Daytony oraz kaski Shoei'a wraz z 'pin lock'iem' podczas ulewy zdaly egzamin na 6! (Wielkie podziekowania dla Pawla ze sklepu Tarbor w Warszawie, przedstawiciela firmy Daytona)
Jezeli ktos jest zainteresowany folklorem Republiki Karelii ktora juz dzis opuscilismy, moze posluchac np na 'You Tube' tradycyjnej muzyki wykonanej przez zespol 'Kantele' (www.kantele.ru). Kto wie, byc moze pozniej bedzie juz tylko heavy metal ;-)!

Noc w Kiemie



Szukajac miejsca do rozbicia namiotu napotkalismy czlowieka w lsniacej terenowce - Toyota Landcruiser. Chwile pogadalismy i zaproponowal nam nocleg w pustym mieszkaniu w po sowhozowym bloku, wyobrazcie sobie sami jak wyglada... Zostawilismy motocykle w jego garazu, ktory miesci sie na terenie posterunku milicji :-). Potem jego kolega pojechal z nami do sklepu po zakupy na sniadanie. Troche to wszystko bylo podejrzane i mielismy obawy czy dobrze sie skonczy.

Czlowiek ten wygladal na porzadnego, ma zone i dzieci, i zaryzykowalismy, bo slyszelismy jak dzwoniac do swojego kolegi mowil: 'nada pamoc rebiatam iz polszy' :-) idziemy spac bo juz po 24 godz. a za oknem wciaz jasno...