Dzis takze wstalismy pozno - o 12.00 i zanim sie zapakowalismy, ruszylismy o 13.30 (dzien jak codzien ;-)). Jedziemy ile sil, zazwyczaj do ok. 23.00. Jest wtedy jeszcze wciaz jasno, a na drodze nie jezdza juz zadne campwageny, ktorych w ciagu dnia jest mnostwo. Zanim napiszemy bloga, ogarniemy sie, zazwyczaj jest juz 1.00 w nocy. Wszystko jest ok dopoki jest jasno. Wieczorna podroz tak nas nie meczy. Jednak im bardziej na poludnie, tym w nocy robi sie ciemniej. Juz w tej chwili robi sie delikatny polmrok...
Odpuszczamy lodowiec Svartisen, poniewaz mamy malo czasu, a jest jeszcze jeden, ponoc ciekawszy na naszej trasie - Jostedalbreen. Jest on najwiekszy w Norwegii. Wokol niego prowadzi wiele szutrowych drog, ktore chcemy przejechac i spedzic tam 2 dni.
Przejechanie 300 km zajmuje sporo czasu, glownie ze wzgledu na bardzo krete drogi i czeste ograniczenia predkosci.
Poki co nie ma az takiego klopotu z brakiem rozrusznika w Vigorku. Droga prowadzi przez same wzniesienia, wiec w kazdej chwili mozna zgasic motocykl. Pozniej zawsze mozna go zepchnac z gorki i odpala. Bedzie to bez watpienia bardziej upierdliwe na szutrowkach, badz plaskich drogach. Na naprawe rozrusznika chyba nie starczy nam czasu...