środa, 22 lipca 2009

Nad Morzem Bialym



Dzis znow obudzilismy sie, a za oknem leje deszcz i jest zimno. To bardzo pokrzyzowalo nam nasze plany na dzisiejszy dzien. Mielismy zboczyc z glownej drogi i jechac trzykrotnie dluzszym odcinkiem w lesie, miedzy jeziorami po miekkiej nawierzchni. Podczas deszczu taka jazda moze oznaczac jedynie walke o utrzymanie motocykla w pionie... Dlatego musimy odpuscic...

Wczoraj Igor zabral nas do starego grodu miasta Kandalakszy lezacego nad samym zalewem morza Bialego. Tu drewniane domy zyja wlasnym, nie naruszonym zyciem. Tu ludzie dalej czerpia wode ze studni, gotuja w samowarach, a toalety to dziury w podlodze. Zalew wczoraj byl w chwili odplywu. Jego dno pokrywaly kamienie i glazy. Na nich zawieszone byly drewniane lodki, ktore juz chyba nigdy nie wyplyna... Porozrzucane glazy byly dzielem przechodzacego lodowca.
Wracajac objechalismy jeszcze centrum nowego miasta. Tam ludzie wlocza sie nie majac perpektyw na zycie... Po ulicach biega mnostwo wielkich, dzikich psow.

Wieczorem usiedlismy razem przy kolacji. Stol byl bogato zastawiony wszelkiego rodzaju rybami. Najbardziej smakowal nam losos po carsku. To niesamowite jak goscinni sa tutaj ludzie. To chyba najbardziej bedzie nam sie kojarzyc z Rosja. Oczywiscie nie zapomnielismy o prezencie dla naszego gospodarza.